czwartek, 30 sierpnia 2012

Kiedy nadchodzi pora, żeby się rozejść...

Temat rozstań przewija się w okolicy od około roku. Nie wiem, czy coś jest w gwiazdach, czy może taki wiek ;-), ale w bliskich mi kręgach w tym czasie wielu parom rozeszły się drogi, dotyczyło to również mnie. Dzięki doświadczeniu tego procesu dogłębnie na własnej skórze, a równocześnie obserwowaniu go u innych, zebrałam bardzo dużo przemyśleń na temat przyczyn, jak i sposobu rozstawania się ludzi, będących ze sobą w związku. W konsekwencji również wiele miesięcy spędziłam na rozważaniach i dyskusjach ze znajomymi na temat tego, czym jest związek w ogóle, wchodząc także dość głęboko w tematykę poliamorii, czyli – ogólnie mówiąc – kochania wielu osób na raz (choć to obszerny temat, na osobny wpis).

Wyniki tych przemyśleń i dyskusji są dla mnie fascynującymi odkryciami tego, jak naprawdę jest zbudowana rzeczywistość w tej kwestii, jakkolwiek nie są jednoznaczne i czuję, że wielu rzeczy jeszcze nie wiem i nie rozumiem, niektórych być może nigdy się nie dowiem.

Rozmyślania na temat modelu tego, czym jest w ogóle związek, dlaczego się na związki decydujemy i co powoduje, że ludzie tak bardzo boją się rozstań, wpłynęły mocno na moje postawy wobec tego tematu. Teraz patrzę na to z zupełnie innej perspektywy niż kilka lat temu. Chciałabym się z Wami podzielić kilkoma myślami na ten temat.

To, czego nauczyły mnie moje własne doświadczenia, ale też obserwacje relacji różnych znajomych, to fakt, że w kwestiach podejmowania decyzji o rozstaniu, bardzo pomaga zobaczenie prawdy. Prawdy odartej z jakichkolwiek filtrów, przywiązań, ocen... Wiele osób będących razem, jest do siebie bardzo przyzwyczajonych, bo są ze sobą od wielu lat i trudno im spojrzeć na relację i problemy się pojawiające z innej perspektywy, z zewnątrz.

Zobaczyłam, że warto co jakiś czas robić sobie taki check-up i upewnić się, czy ciągle jeszcze jest nam ze sobą dobrze razem. Przyzwyczajeni jesteśmy do wizji, którą wpaja nam społeczeństwo, że udany związek, tzw. „prawdziwa miłość”, to ta jedyna, która jest na zawsze. Tymczasem skąd wiadomo, jaką rolę ma druga osoba odegrać w naszym życiu? Kim jesteśmy, że myślimy, że wiemy, jak ma ono wyglądać, żeby służyć dobru naszemu i świata? Dlatego przywiązanie jest w moich oczach oprócz tego, że odgrywającym ważną rolę, również czymś zgubnym, bo zaślepia nas i powoduje, że nieraz tkwimy w toksycznych relacjach, nie weryfikując ich dalszego sensu i już nie pozytywnego wpływu na nasze życie.

Równocześnie nieraz tłumimy różne przejawy intuicji, która podszeptuje (najpierw cicho, potem coraz głośniej), że coś jest nie tak, że jednak chyba nie jest za dobrze w tym związku. Nie chcemy widzieć tego, że ten związek już nie spełnia swojego zadania. Może ono się wypełniło i jest pora, żeby to zauważyć? To są małe sygnały, i w każdej relacji to będzie pewnie coś innego. Nie chcę tu nawet podawać przykładów, bo każdy związek ma inny charakter – coś, co dla mnie jest regułą, dla kogoś może być wyjątkiem i odwrotnie.

Dla mnie osobiście na ten moment świadome decydowanie się o byciu lub niebyciu z kimś to część świadomego życia, a takie chcę prowadzić. Dzięki narzędziom takim jak widzenie czystej prawdy bez filtrów, przywiązań i ocen, można znacznie szybciej oszacować, na ile taka relacja jeszcze jest potrzebna i zdaje egzamin dla obu stron. A dzięki temu szybciej iść dalej w życiu.

Jeśli widać, że np. marzenia obu serc się wzajemnie wykluczają (np. jedno chce mieszkać na wsi, a drugie w mieście), to widać jak na dłoni, że dokonując jakiegokolwiek wyboru (miasto vs. wieś) zawsze jedna ze stron nie będzie się czuła spełniona, a to z kolei wpłynie na dalszą energię relacji. I jeśli obie te osoby są szczere z samymi sobą, i te marzenia są dla nich jedyną drogą do dalszego spełnienia, to powiedziałabym, że nie ma co się dłużej zastanawiać.

Oczywiście to tylko jeden z możliwych przykładów, a sytuacje mogą być znacznie bardziej kompleksowe, szczególnie, gdy para ma również dzieci – w tym wypadku brakuje mi własnego doświadczenia jako rodzica, więc nie podejmuję się wypowiadania na ten temat, nie mam jeszcze wyrobionego zdania, co dokładnie robić, choć na pewno rodzice nieszczęśliwi z powodu bycia razem tylko z powodu dzieci to nie jest szczyt dziecięcych marzeń, nawet jeśli z początku wydaje się być inaczej.

W moim odczuciu w przypadku rozstania lub rozważania takiegoż, warto przyjrzeć się sytuacjom, kiedy partnerzy się kłócili albo coś było nie tak, były jakieś zgrzyty. To, co powszechnie nazywa się „winą”, jest tylko ocenianym jako negatywny skutkiem pewnego łańcucha przyczynowo-skutkowego, albo zbioru wielu takich łańcuchów. Mi osobiście w takiej sytuacji bardzo pomogło przyjrzenie się każdej jeden takiej sytuacji i upewnienie się, czy ja naprawdę widzę tam gdzieś winę po którejkolwiek stronie. Nigdzie nigdy żadnej winy nie znalazłam, bo jej tam po prostu nie było. W ten sposób można oczyścić sobie jeszcze obraz wydarzeń i sytuacji w ten sposób, że człowiek poczuje się potem znacznie lepiej, spokojniej, wypełni go czysta miłość do drugiej osoby, już bez zarzutów (bo te mogą być tylko, gdy jest wina), bez wyrzutów sumienia...

Taki sposób przechodzenia przez proces rozstania, pełen troski, miłości, uważności, powoduje, że wszystko przebiega znacznie spokojniej, bez histerii, obwiniania się, i można się skupić na tym, co naprawdę ważne – na sobie i na drugim człowieku, nie stawiając się ani w pozycji kata, ani ofiary, tylko niezależnego autonomicznego człowieka. A te rzeczy, które są nieistotne, które są formalnością, jak podział majątku, kwestie finansowe itp. odbywają się przy tym gdzieś w tle, z totalnym zrozumieniem sytuacji i bez niepotrzebnych kłótni, stają się po prostu zadaniem, odartym z ciężaru ocen. (Jakby co, polecam jeszcze raz mój artykuł o nieprzywiązywaniu się podlinkowany powyżej.)

Zdjęcie flitrów przyzwyczajeń i ocen nie jest gwarancją braku cierpienia, ale na pewno znacznie je łagodzi, przynosi zrozumienie, spokój wewnętrzny i zaufanie na przyszłość. Poza tym to, co wydaje mi się najważniejsze, to przede wszystkim szczerość: w pierwszej linii ze sobą samym, żeby wiedzieć, czego się chce w życiu, a czego się (już) nie chce, a ponadto również drugą osobą.

U mnie to się sprawdziło i sprawdza, również u kilkorga znajomych, z którymi o tym miałam okazję rozmawiać. Warto pamiętać, że nic nie jest nam dane na zawsze i dbać o to, co mamy, a jeśli jest czas na rozdzielenie dróg to również to zauważyć i podjąć odpowiednią decyzję.

PS: W temacie zauważania prawdy w kwestii niedopasowania w związku bardzo polecam hollywoodzki film pod tytułem „He's just not that into you” (polski tytuł „Kobiety pragną bardziej” nie oddaje tego, o co w nim naprawdę chodzi). :-) W lekki sposób przekazuje to, co ja tutaj na poważnie. Tylko tam mowa o randkowaniu i początku związków.