czwartek, 6 września 2012

Cienka różnica między słabością i siłą

Nagły, wszechogarniający lęk – słabość czy znak, że o wiele zbyt długo było się silnym? Czy w ogóle jest jakaś różnica między jednym i drugim? Tak naprawdę jej nie widzę. To chyba tylko dwie różne nazwy na ten sam rodzaj energii, widzianej z różnych perspektyw.

Gdy nie słuchamy wewnętrznego głosu, to będzie się stawał coraz silniejszy, ignorując go (czyli niejako będąc silnym), walcząc z nim, doprowadzamy do tego, że w pewnym momencie wybucha. Na przykład pod postacią ataku paniki. I wtedy to już się niby nazywa słabość. Że ja się czegoś boję, co przecież jest najnormalniejsze na świecie.

Ale porozmawiajcie z kimś, kto przez lata, albo nawet przez kilka tygodni czy miesięcy, doświadczał takich ataków paniki. Jak wielką siłą ducha trzeba się wykazać, żeby to przetrwać. Żeby za każdym razem rozmawiać ze sobą spokojnie, racjonalizować sobie, stosować wszelkie możliwe techniki relaksacji, próbować sobie radzić bez leków, bez innych ludzi itp. itd. równocześnie nie dając się myślom, że „zaraz coś się stanie” albo że właśnie umierasz.

A gdy oprócz czasu spędzanego na próbach radzenia sobie z tymi sytuacjami, masz jeszcze ambicje, żeby prowadzić coś, co nazywasz „normalnym życiem”, to już w ogóle wymaga nie lada siły.

Ile można?

Nie wiem, czasem mi się wydaje, że w nieskończoność. Widzę, że to, co uznaję za słabość, jest też moją siłą. Widzę, jak wiele energii tkwi w tych sytuacjach i że właściwie pokierowane mogą zamienić życie w bajkę. Ale być może też nigdy nic się nie zmieni. Może to cecha osobowości, taka duża amplituda wahania się między siłą a słabością?

Czy jak się prosi o pomoc to jest się słabym czy silnym?
Czy jak się popełnia błędy to jest się słabym czy silnym?

Nie znam odpowiedzi na te pytania, ale mam wrażenie, że w społeczeństwie utarło się, że bycie słabym to źle, a bycie silnym to dobrze. Tymczasem to chyba tak naprawdę nie ma kompletnie znaczenia, bo liczą się tylko skutki. Czasem jest właściwe poprosić o pomoc, czasem jest właściwe popełnić błąd, a w szczególności wyciągnąć z tego błędu wnioski.

Czasem jest właściwe zacisnąć zęby, przetrwać coś samemu, bo tylko wtedy mogę zobaczyć, czy się w daej sytuacji sprawdzę. Ale gdy się je zaciśnie zbyt mocno, to mogą popękać. Posklejanie ich może nieraz zająć bardzo dużo czasu lub przestać być możliwe.

Wyważenie między jednym i drugim jest nie lada zadaniem. Ktoś, kto aktywnie i świadomie podchodzi do zajmowania się swoimi atakami paniki, nie ominie etapu zaciskania zębów. I tu znowu pojawia się kwestia perspektyw: człowiek słaby będzie przed tym uciekał, człowiek silny przynajmniej spróbuje. Nie chodzi o to, żeby przeć za wszelką cenę, bo to może zniszczyć, ale też za szybko się nie poddawać. I tu chyba jest złoty środek.